Jak to się zaczęło? Przecież droga od spotkań ze znajomymi w barze do prawdziwego stowarzyszenia jest bardzo długa. Skąd pomysł na jego założenie?
Mateusz Lisek: Pomysł narodził się bardzo dawno temu. Mieszkając w Niemczech zostałem członkiem jednego z niemieckich fanklubów, którym jestem po dziś dzień. Po powrocie do Polski, wspólnie z Romkiem, jeździliśmy na mecze. Spotykaliśmy się także z naszymi znajomymi z Dortmundu, z innego fanklubu i to oni zainspirowali nas do tego żeby założyć pierwsze oficjalne stowarzyszenie kibiców Borussi Dortmund. Wyobrażenie o tym, że będziemy pionierami w tej dziedzinie motywowało nas do tego żeby mimo przeciwności losu nie przestać i zdobyć m.in. autoryzację klubu.
Roman Swoboda: Nie było to jednak łatwe i dosyć długo to wszystko trwało. Pierwsze oficjalne rozmowy rozpoczęliśmy w czerwcu ubiegłego roku. We wrześniu zostały złożone dokumenty do sądu. Niestety odpowiedź z sądu oraz z klubu otrzymaliśmy dopiero parę miesięcy później, istna droga przez mękę. Przez wiele miesięcy po prostu odbijaliśmy piłeczkę – czekaliśmy na dokumenty, dosyłaliśmy, czekaliśmy aż zostaną sprawdzone i tak w kółko. Udało się w głównej mierze dzięki temu, że Mateusz jest także członkiem niemieckiego fanklubu oraz dlatego, że znamy język niemiecki. Teraz za każdym razem, gdy jesteśmy w Niemczech przy okazji wizyty na stadionie jesteśmy zapraszani do klubu by porozmawiać albo doprecyzować pewne fakty czy działania. Jesteśmy także na bieżąco informowani przez „Borussię” o spotkaniach zarządu czy innych przedsięwzięciach BVB.
Dlaczego akurat Borussia Dortmund? Przecież w Niemczech jest tyle innych klubów… (śmiech)
Mateusz Lisek: Pamiętam gdy po raz pierwszy poszedłem na stadion mając dziewiętnaście lat. To był mój pierwszy większy mecz piłkarski. Pamiętam to jak dziś: -3 stopnie, zima. Pada bramka i dostaję browarem po głowie i to jest najszczęśliwszy moment w moim dotychczasowym życiu (śmiech). Niesamowite uczucie, niesamowite przeżycie. 25 tysięcy ludzi w jednej chwili zdziera gardła śpiewając tę samą piosenkę. Bębniarz wali w bęben, ludzie dopingują swoich ulubieńców i bawią się przy tym. Do tego cała otoczka meczu, kiedy już od rana nie myślisz o niczym innym i z niecierpliwością czekasz na pierwszy gwizdek. Rozmawiasz z znajomymi, analizujesz i liczysz na wygraną Borussi. Sam mieszkałem przez prawie 7 lat nieopodal stadionu. Mogę z ręką na sercu powiedzieć – mieszkańcy tego regionu nie kochają piłki, oni nią wręcz żyją. Widać to na każdym kroku, nawet starsi mieszkańcy idąc do sklepu w dniu meczu rozprawiają o tym co będzie miało miejsce o 15.30. Osobom „z zewnątrz” również udziela się ta atmosfera oczekiwania.
A jak zaczęła się pańska Przygoda z klubem?
Roman Swoboda: Mateusz od zawsze był fanem piłki. Ja przez obowiązki zawodowe, pracę nigdy nie miałem na to czasu. Zawsze znajdywałem jakąś wymówkę, zawsze było coś ważniejsze. Parę lat temu Mateusz zabrał mnie na mecz. Wszystko rozpoczęło się już rano, gdy dojechaliśmy na miejsce. Udaliśmy się z znajomymi do knajpy a tam dosłownie wszystko żółto-czarne, łącznie z alkoholem (śmiech). Wrzawa niczym w ulu, każdy w euforii. Z początku było to dla mnie wszystko trochę dziwne. Później weszliśmy na stadion i pierwszy szok. Sam obiekt, ilość ludzi – coś niesamowitego. Z samego meczu niewiele pamiętam. I tu nie chodzi o alkohol (śmiech). Tej euforii, tego stanu nie da się opisać. Próbowałem nawet śpiewać piosenki których nie znałem. To to wszystko żyło, tam nikt nie siedział i spokojnie nie obserwował tego co się dzieje na boisku! Coś niesamowitego. Później Mateusz zapytał czy chcę pójść na kolejny mecz. Odpowiedziałem: jeśli będzie okazja – bardzo chętnie.
Z jednego zrobiło się kilka, kupiłem koszulkę i tak się zaczęło. Z perspektywy czasu na pewno nie żałuję – dla mnie osobiście był to ważny krok oraz mała odskocznia od rzeczywistości. Naprawdę, warto spróbować i pojechać choćby raz na mecz!
Z tego co wiem, zwiedziliście już niejeden stadion w Europie. Czy uważacie, ze atmosfera na trybunach w Dortmundzie jest najlepsza na Starym Kontynencie?
Roman Swoboda: Zdecydowanie tak, tam cały stadion żyje. Całe trybuny aczkolwiek Włosi też dają radę. Jestem jednak przekonany, że jest to najgłośniejszy stadion w Niemczech a może i w Europie.
Wróćmy jednak do Waszego stowarzyszenia. Kto może zostać jego członkiem?
Mateusz Lisek: W zasadzie każdy.
Roman Swoboda: Dokładnie, może to być nawet osoba niepełnoletnia jeśli przedłoży pisemną zgodę rodziców. Nie ma żadnych ograniczeń, każdy jest tu mile widziany.
Mateusz Lisek: Wyjątkiem są oczywiście osoby które w składanym wniosku przyznają, że kibicują naszym rywalom z Monachium czy też są fanami Schalke (śmiech).
Czyli wystarczy deklaracja ze jest się kibicem Borussi Dortmund?
Roman Swoboda: Tak, wystarczy wypełnić prosty wniosek, zapoznać się z naszym statutem i realizować później w nim zawarte cele. Nikogo jednak nie zmuszamy do wyjazdu na mecze ani do uczestnictwa w spotkaniach. Wszystko jest dobrowolne, na zasadzie koleżeńskich spotkań.
Jakie przywileje niesie członkostwo?
Roman Swoboda: Przywilejem jest bycie członkiem pierwszego oficjalnego fanklubu Borussi Dortmund w Polsce (śmiech). Oszem, mamy przywileje ale głównie w lokalu w którym się spotykamy, czyli w opolskiej Kubaturze…
Patrząc na frekwencję na stadionie pewnie dla wielu przeszkodą nie do przeskoczenia są bilety. Czy będąc w fanklubie jest o nie łatwiej?
Roman Swoboda: Jako oficjalni członkowie jesteśmy upoważnieni do brania udziału w losowaniu biletów.
Mateusz Lisek: Dotyczy to także przedsprzedaży. Staramy się jednak jako fanklub pomóc ludziom, którzy chcą jechać na mecz. Zorganizować całe przedsięwzięcie, zdobyć bilety. Oczywiście, mamy swoje dojścia przez stronę niemiecką – fankluby działające przy klubie czy osoby, które chodzą na mecze od wielu lat. Dlatego łatwiej uzyskać bilet poprzez nas i nasze stowarzyszenie niż próbować go zdobyć na własną rękę.
Roman Swoboda: Mamy również swoje samochody – busy, którymi jeździmy na mecze. Przykładowo taki wyjazd na mecz pucharowy do Drezna mając swój środek transportu można zorganizować tak naprawdę nawet w ostatniej chwili.
Wspominaliście o spotkaniach w Kubaturze. Jak one wyglądają?
Mateusz Lisek: Siadamy przy barze, zamawiamy piwo i wspólnie oglądamy mecz (śmiech). Dyskutujemy przed meczem, w trakcie i po meczu. Analizujemy, komentujemy wszystko co się dzieje na placu gry i poza nim. Żyjemy danym meczem. Jak to kibice.
Roman Swoboda: Dokładnie.Spotykamy się zwykle troszeczkę wcześniej. Często gramy w kręgle, już tam na miejscu w Kubaturze ale nawet wtedy rozmawia się o meczu.
Ilu członków liczy jak dotąd stowarzyszenie?
Mateusz Lisek: Oficjalnie piętnastu.
Roman Swoboda: Tylu było nam potrzebnych do założenia stowarzyszenia w Polsce. Cały czas otrzymujemy nowe zapytania o możliwość członkostwa – są to najczęściej znajomi znajomych, którzy gdzieś tam o nas usłyszeli. Muszę dodać, że wcześniej nigdzie nie rozpowszechnialiśmy informacji o stowarzyszeniu głównie ze względu na to, że chcieliśmy mieć skrupulatnie przygotowany plan działania i strukturę stowarzyszenia wraz z zapleczem.
Do tego potrzebna była osoba zajmująca się prowadzeniem strony, profilu facebookowego oraz odpowiedzialna za przyjmowanie zapytań. Tych jest w tym momencie dosyć dużo, jeśli dobrze liczę około 150. Myślę, że do końca roku z tych 15 członków przeskoczymy na 200-stu, a mówię tu tylko o tych oficjalnie będących w strukturach stowarzyszenia. Trzeba pamiętać o tym, że każdy na mecz przychodzi z kimś – z żoną, kolegą, znajomymi. Czasami przychodzą ludzie którzy nie są w żaden sposób powiązani z piłką nożną albo są kibicami innych drużyn. W Kubaturze często spotykamy np. kibiców Barcelony.
Wróćmy jednak do samych spotkań. Organizujecie wyjazdy na mecze do Dortmundu ale i na spotkania wyjazdowe. Wiem na przykład byliście w Turynie na meczu z Juventusem . Jakie jest to koszt dla członka?
Mateusz Lisek: To prawda byliśmy w Turynie. O bilety nie było łatwo, bo pula dla fanów Borussi była ograniczona do 2.300 wejściówek ale udało się! Pomogli nam piłkarze, dzięki którym kupiliśmy bilety i mogliśmy polecieć na mecz. Koszt? W sumie około 500 złotych z przelotem, kosztem samochodu i paliwa.
Roman Swoboda: Tak, to był to jeden z najdroższych naszych wyjazdów. Trochę stadionów już jednak zwiedziliśmy i zwykle nie są to zawrotne kwoty.
Mateusz Lisek: Wyjazd do Berlina kosztował w sumie około dwustu złotych, w tym koszty przejazdu oraz bilet na mecz.
Jaki jest wobec tego jest koszt wyjazdu na mecz domowy czyli do Dortmundu?
Mateusz Lisek: Jak dobrze kupimy bilety to około 55 Euro razem z przelotem.
Roman Swoboda: Zwykle koszt nie przekracza 300 złotych. Nie liczymy jednak hotelu, bo staramy się spać u znajomych ale noclegi też nie są drogie. Od 10 do 20 Euro za noc.
Jesteście jedynym oficjalnym fanklubem Borussi w Polsce, współpracujecie z innymi nieformalnymi grupami, stowarzyszeniami?
Mateusz Lisek: Oczywiście, był kontakt z kilkoma grupami ale na razie nie nawiązaliśmy
z nikim bliższej współpracy. Nie wykluczam jednak że tak się stanie. Zawsze warto współpracować, wymieniać się doświadczeniami. Można się od siebie wiele nauczyć
i znaleźć dodatkowe sposoby żeby koszty wyjazdu były jeszcze niższe.
Czy klub wspiera w jakikolwiek sposób wasze działania?
Roman Swoboda: Nie dostajemy żadnej pomocy materialnej z strony klubu, jeśli o to chodzi. Mamy jednak rabaty na koszulki czy klubowe gadżety. Przykładowo – często zbieramy zamówienia i kupujemy po kilka albo kilkanaście koszulek na raz. Oczywiście, koszulki można kupić poprzez sklep internetowy klubu czy na własną rękę ale już niekoniecznie z rabatem.
Wspominaliście o świetnej atmosferze na trybunach. Wielu z naszych czytelników jest kibicami Borussi Dortmund jednak nigdy nie mieli możliwości uczestniczenia w meczu na słynnej „Südtribüne”. Jakie to uczucie?
Mateusz Lisek: Wchodzisz na stadion i tak jakbyś dostał w głowę. Przestajesz myśleć o innych rzeczach…
Roman Swoboda: Poddajesz się tłumowi. Płyniesz tak jak płynie fala. Po prostu musisz się poddać albo wyrzuci cię na brzeg. Tak właśnie jest na „Südtribüne”.
Mateusz Lisek: Dokładnie. Jak leci „You’ll never walk alone” – szalik do góry, łzy w oczach, gęsia skórka. Niezapomniane uczucie, niezapomniane przeżycie. Coś wspaniałego.
Czy w szeregach stowarzyszenia podobnie jak u zawodników istnieje przedmeczowy rytuał mający przynieść szczęście i wygrana drużynie?
Roman Swoboda: Tak, podczas wyjazdowych spotkań trzeba stać a podczas meczy u siebie siedzieć.
Dlaczego?
Roman Swoboda: Wtedy Borussia wygrywa. To jest taki mój przesąd. Przykładowo, w pierwszym meczu z Juventusem siedziałem, więc dlatego przegraliśmy. To jest moja wina (śmiech).
Mateusz?
Mateusz Lisek: Nie, nie mam żadnego specjalnego rytuału. Chyba że do takich można zaliczyć picie piwa przed meczem (śmiech).
Czy mieliście okazje spotkać się z polskimi zawodnikami Borussi? Kto jest waszym ulubieńcem?
Mateusz Lisek: Kuba Błaszczykowski. Zdecydowanie.
Roman Swoboda: Dokładnie, Kuba ze względu na jego osobę. Jest naprawdę wspaniałym człowiekiem i cieszę się, że mogliśmy go poznać. Nie mieliśmy jeszcze okazji spotkać reszty chłopaków ale mam nadzieje że to się wkrótce zmieni. Jeśli są choć trochę podobni do Kuby to na pewno są wspaniali.
30 czerwca odbędzie się uroczyste otwarcie fanklubu oraz fanshopu w Opolu w Centrum Rozrywki Kubatura przy ulicy Oleskiej 102. Organizatorzy zapraszają do udziału w wspólnej zabawie sportowej nie tylko kibiców ale i całe rodziny. Gwiazdą wieczoru będzie Kabaret Skeczów Męczących. Początek imprezy o godzinie 16.00
Dochód z biletów zostanie przeznaczony na Fundację „Ludzki Gest”.
Szczegółowe informacje na temat programu można znaleźć na oficjalnej stronie Stowarzyszenia.
Patronem medialnym imprezy jest Job-Profi.pl.
Zdjęcia: Opolskie Stowarzyszenie kibiców BVB