„Zbicie reflektora, zbicie żarówki w tym reflektorze skutkujące zwarciem zasilania, które to zwarcie powoduje przepalenie się bezpiecznika zasilającego alarm”. „Szybkie otwarcie klapy silnika i wyłączenie syreny szczypcami do kabli (zazwyczaj jest na wierzchu)”. „Użycie piany montażowej w spreju do zatkania syreny”. „Z syrenkami (szczególnie tymi, które mają własne zasilanie i odcięcie niewiele da) radzi się w ten sposób, że momentalnie załatwia się je sporym młotkiem”. To tylko niektóre z historii o sposobach złodziei na alarm samochodowy krążących od lat w Internecie. W przypadku nowych aut można włożyć je między bajki. Przestępcy stawiają bowiem na rozwiązania elektroniczne, takie jak metoda „na walizkę” i „na gameboy’a”, dzięki którym bezinwazyjnie dostają się do pojazdów i uruchamiają ich silniki. Wygląda na to, że w naszym kraju pojawił się już kolejny złodziejski trick, znany dotychczas z Wielkiej Brytanii.
Rozbroić CAN
W 2022 r. na Wyspach zaczęto notować kradzieże, w ramach których przestępcy wywiercali otwory w pokrywach bagażników czy tylnych drzwiach aut. Zdjęcia pojazdów z tego rodzaju uszkodzeniami (chociażby Range Roverów) zamieszczał m.in. Ken German – brytyjski dziennikarz i konsultant ds. przestępczości samochodowej. Okazało się, że dzięki dziurom złodzieje dostawali się do wiązek elektrycznych magistrali CAN. W niektórych modelach biegną one stosunkowo płytko pod karoserią, co ułatwia całą operację.
Po co przestępcom dostęp do CAN? By podpiąć się do tego „układu nerwowego” pojazdu i za pomocą urządzenia z odpowiednim oprogramowaniem rozbroić fabryczne zabezpieczenia, odryglować zamki w drzwiach oraz uruchomić silnik. Biorąc pod uwagę, że większość samochodów padających łupem amatorów cudzej własności jest rozbieranych na części, niewielkie uszkodzenia nadwozia to dla nich żadna strata.
Z Wielkiej Brytanii do Polski
Wszystko wskazuje na to, że z rozwiązania stosowanego przez przestępców w Wielkiej Brytanii korzystają już polscy złodzieje samochodów. Dowodem jest próba kradzieży Lexusa RX zanotowana niedawno na Mazowszu. „Alarm o spadku napięcia na akumulatorze zgłoszony przez system monitoringu był dla nas wskazówką, że autem mogli zainteresować się złodzieje. Wiadomość o prawdopodobnej próbie kradzieży przekazaliśmy klientowi. Ten poinformował nas, że Lexus stoi, jak stał – na ulicy przed domem. Sugestie dyżurnego spowodowały jednak, że postanowił wstawić auto na podwórko. Spostrzegł wówczas odjeżdżający inny pojazd, a w swoim samochodzie zauważył ślady uszkodzeń w pobliżu nadkola, gdzie znajdują się wiązki przewodów odpowiadających za blokowanie centralnego zamka. Wygląda na to, że złodzieje chcieli wykorzystać metodę podobną do notowanej na Wyspach Brytyjskich” – mówi Mirosław, security manager z firmy Gannet Guard Systems.
Co, jeśli nie fabryczny alarm?
Czy w perspektywie nowej metody złodziei można skutecznie zabezpieczyć samochód przed kradzieżą? Czy warto postawić na alarm? A może wybrać inne rozwiązanie? Podpowiedzią mogą być wskazówki polskich policjantów.
Stwierdzają oni, że głównym zadaniem alarmu jest odstraszenie złodzieja i znaczne wydłużenie czasu na dostanie się do wewnątrz samochodu. Sugerują przy tym, aby nie opierać się jedynie na fabrycznych, standardowych rozwiązaniach. Przestępcy mają bowiem wiedzę i sprzęt potrzebny do ich dezaktywacji. Funkcjonariusze wskazują, że warto stosować niefabryczne zabezpieczenia alarmowe, bo „im zabezpieczenie pojazdu jest bardziej nietypowe, tym większa szansa, że złodziej nie będzie w stanie dostać się do środka auta i nim odjechać”.
Tym, którzy szczególnie obawiają się o posiadany pojazd, mundurowi polecają system zabezpieczeń wyposażony w czujniki GPS. „Tego typu urządzenie co prawda nie uchroni nas przed kradzieżą, ale za to pozwoli skutecznie odnaleźć utracony samochód”. Zadaniem monitoringu jest bowiem umożliwienie namierzenia i odzyskania auta na bazie sygnałów GPS/GSM, a w przypadku systemu radiowego – sygnałów radiowych o specjalnie przydzielonych częstotliwościach.
/Materiał partnera/