Ahoj, przygodo!
Można jednak inaczej. “Nie potrafię “normalnie” robić zakupów” – przyznaje Justyna Ziembińska-Uzar, która od blisko sześciu lat prowadzi bloga Kupuję Polskie Produkty, gdzie nie tylko prezentuje polskie przedsiębiorstwa, ale też udziela szeregu rad wszystkim zainteresowanym tematem. “Może zabrzmi to nieco humorystycznie, ale każde wejście do sklepu to dla mnie wielka przygoda. Odkrywanie kolejnych polskich produktów i możliwość podzielenia się nowym znaleziskiem z czytelnikami sprawia mi dużą satysfakcję. Często zatrzymuję się przy różnych półkach, oglądam etykiety wybranych produktów, robię zdjęcia, prowadzę notatki w telefonie. Wydaje mi się, że mam dobre oko – mam na tyle dobre rozeznanie np. w produktach spożywczych, kosmetycznych czy chemii gospodarczej, że szybko rozpoznaję nowości”. Okazuje się, że takich osób jest znacznie więcej.
Konsumenci i patrioci
“Made in Poland” robi coraz większą karierę pośród Polaków, którzy z roku na rok stają się coraz bardziej świadomi swoich wyborów i nierzadko sięgają po produkty polskie. Coraz częściej słyszy się o “modzie na polskość” czy pojęciach “patriotyzm konsumencki” i “patriotyzm gospodarczy”, co jeszcze kilka lat temu brzmiało dość egzotycznie. Obecnie dane mówią same za siebie. Z raportu przygotowanego na potrzeby projektu “Konsument 2016” przez TNS Polska wynika, że dla 9 Polaków z 10 polskie pochodzenie produktu jest wystarczającą motywacją do dokonania zakupu. Liczy się również czy produkt został wyprodukowany w lokalnym przedsiębiorstwie, firmie rodzinnej oraz z ekologicznych składników. W tym pojedynku produkty znanych światowych marek oraz te pochodzące z Unii Europejskiej wypadają nieco gorzej – takie pochodzenie zachęca do zakupu zaledwie połowę ankietowanych. Kiedyś było to wręcz nie do pomyślenia.
Jak wspomina Justyna Ziembińska-Uzar, jej mąż był pierwszym przez nią spotkanym patriotą gospodarczym, wcześniej nigdzie nie słyszała tego pojęcia. “Mąż, a wówczas jeszcze narzeczony, robił zakupy bardzo świadomie. U progu wspólnego życia zaczęliśmy szukać na sklepowych półkach kolejnych rodzimych produktów (rozpoczęliśmy od chemii gospodarczej i kosmetyków). Pomyślałam sobie, że na pewno jest więcej osób, które szukają różnych polskich produktów i informacji o polskich firmach, o tym sześć lat temu w Internecie praktycznie nie było” – opowiada blogerka. “Na początku blog miał być po prostu pamiętnikiem, pokazującym, co nowego znalazło się w mojej szafie czy w kosmetyczce. Szybko jednak się przekonałam, że moich czytelników interesują niemal wszystkie grupy produktowe, i to nie tylko z segmentu tych szybko zbywalnych. Obecnie na blogu zamieszczam nie tylko recenzje produktów czy spisy polskich marek z danej kategorii, ale teksty bliżej prezentujące interesujące polskie firmy, wywiady z twórcami marek czy fotoreportaże z miejsc, w których produkty powstają lub w których można je kupić. Pomysłów mam o wiele więcej i mam nadzieję, że blog dalej będzie się prężnie rozwijać. Chcę pokazywać ciekawe rodzime produkty i uświadamiać, że mamy wybór – że jeśli ktoś koniecznie chce kupić np. polską pastę do zębów, to taką znajdzie.”
Justyna Ziembińska-Uzar, Fot.: Agnieszka Werecha-Osińska
Motywacja dla przedsiębiorców
Wybór rzeczywiście jest ogromny. Kierując się potrzebami klientów, coraz więcej polskich przedsiębiorstw postanowiło spróbować swoich sił w różnych dziedzinach, stawiając na jakość i kontakt z klientem. Produkcja w Polsce przestała być czymś, do czego raczej przyznawano się niechętnie. Obecnie firmy postrzegają ten fakt jako swój atut, czego dowód znajdziemy na opakowaniach produktów – nie trudno wypatrzyć na sklepowych półkach polską flagę czy oznaczenia: “Wyprodukowano w Polsce”, “Jestem z Polski” czy “Produkt polski”. Czy wzrastające zainteresowanie polskimi produktami świadczy o ich wyjątkowości? “Bardzo wiele rodzimych produktów nie ustępuje jakością produktom zagranicznym, a często nawet je przewyższa. Tak zwana ,moda na polskość’ wymusiła niejako na producentach poprawę jakości produktów – chcą oni konkurować z producentami zagranicznymi nie tylko ceną, ale właśnie jakością. Nie namawiam, żeby zawsze i wszędzie kupować polskie produkty, nawet jeśli są po prostu złej jakości. Chcę uświadamiać, że mamy wybór – że jeśli poszukamy, znajdziemy tak samo dobre rodzime “odpowiedniki” zagranicznych produktów”. Tego zdania jest aż 75% ankietowanych, informuje TNS, a ponad połowa sądzi, że Polska jest krajem samowystarczalnym przy jednoczesnym przekonaniu, że warto importować produkty z zagranicy.
Które grupy produktowe najbardziej przekonują Polaków? Bez wątpienia jest to żywność – ta postrzegana jest przede wszystkim jako zdrowsza i lepszej jakości (90% ankietowanych w raporcie “Moda na polskość” TNS), dlatego też przy tej samej cenie żywność pochodząca z Polski jest poza konkurencją. Dobrą sławą cieszą się również ubrania – 3 na 4 osoby zdecydowałyby się na polski produkt, a nie zagraniczny w tej samej cenie. O lepszej jakości przekonanych jest 60% ankietowanych. Niemałą furorę robią kosmetyki, które postrzegane są za tańsze i bardziej ekologiczne niż zagraniczne. Mniej osób jest jednak przekonanych o ich jakości. Gorszy stosunek mają Polacy do rodzimej elektroniki i produktów RTV/AGD. Zagraniczne produkty wciąż uchodzą za lepsze, choć droższe. Jak się okazuje – polscy konsumenci są gotowi zapłacić za dobrą jakość większe pieniądze.
Produkt polski – czyli jaki?
Ponad połowa polskich konsumentów sprawdza pochodzenie produktu, co oznacza, że dla większości jest to taki, który jest produkowany w Polsce przez firmę posiadającą polski kapitał i odprowadzającą podatki na terenie kraju nad Wisłą. Choć wiele etykiet z informacją “Produkt polski” zachęca do zakupu, informacja ta nie załatwia sprawy. Mogą się nią bowiem posłużyć także firmy z kapitałem zagranicznym. Zidentyfikowanie polskiego produktu jest dla konsumenta trudniejsze, niż mogłoby się wydawać. Pytamy Justynę Ziembińską-Uzar, jak znaleźć to, czego chcemy? “Chciałabym podać prosty sposób na rozpoznanie polskiego produktu, ale niestety takowego nie ma – tak samo jak nie ma jednoznacznej definicji polskiego produktu. Prawo unijne inaczej określa “produkt polski”, kładąc główny nacisk na miejsce wytworzenia produktu lub pochodzenia surowców, podczas gdy dla ogromnej grupy konsumentów “produkt polski” to produkt wytworzony w Polsce przez firmę o większościowym polskim kapitale. Przyjęło się, że kod kreskowy rozpoczynający się liczbą “590” oznacza “produkt polski” – jednak to oznaczenie może wprowadzać w błąd, szczególnie jeśli zależy nam na znalezieniu produktu produkowanego przez przedsiębiorstwo o większościowym polskim kapitale. Pomocne mogą być aplikacje na telefony komórkowe, np. Pola, Polskie Marki, WspieramRynek.pl.”, tłumaczy blogerka. Stąd też wiele osób szuka informacji w Internecie. Zdaje się jednak, że trudność zrozumieli również producenci i coraz więcej z nich ubiega się o certyfikaty potwierdzające pochodzenie produktu. Szczególnie popularny jest program “Polski Ślad”, przyznający nie tylko certyfikat, ale i zezwalający na posługiwanie się logo akcji.
Każdy może zostać odkrywcą
Obserwacja polskiego rynku może okazać się o wiele ciekawszym zajęciem, niż można by przypuszczać. Justyna Ziembiśka-Uzar uczyniła z tego swoją pasję: “Nie jestem socjologiem ani ekonomistą, więc rynek obserwuję wyłącznie z pozycji konsumenta – może nieco bardziej dociekliwego. Oczywiście nie jestem w stanie śledzić każdej z gałęzi rynku, są więc branże, które znam lepiej – co wynika z moich potrzeb oraz zainteresowań (np. rynek rodzimych kosmetyków, szczególnie tych naturalnych, odzieży damskiej i dziecięcej, zabawek, środków czystości), i branże, które znam słabiej (np. rynek odzieży męskiej). Pod wpływem moich czytelników i moich nowych potrzeb staram się jednak w miarę możliwości poznawać te obszary, które do tej pory stanowiły czarne dziury na mapie moich zainteresowań. Tak jest np. z branżą meblarską i wyposażenia wnętrz, której obecnie się bliżej przyglądam”.
Odkrywanie nowych produktów pozwala dowiedzieć się wiele o kraju – jego możliwościach i elastyczności. W przypadku Polski można na przykład odkryć, że prężnie rozwija się w niej branża meblarska czy rowerowa, a pośród polskich kosmetyków nie króluje już tylko Ziaja czy Dr Irena Eris, lecz pojawia się wiele innych rozwiązań – jak na przykład “świeże kosmetyki” produkowane przez małe manufaktury, zakładane przez pasjonatów z ogromną wiedzą z zakresu biochemii czy zielarstwa.
To właśnie te małe firmy często pukają do drzwi Justyny Ziembińskiej-Uzar, chcąc dotrzeć do klienta w inny sposób niż duże koncerny. Za pośrednictwem mediów społecznościowych udaje im się nawiązać wyjątkowy kontakt z klientami, którzy doceniają nie tylko to, ale przede wszystkim jakość produktów i idącą z nią w parze estetykę.
Fot. Agnieszka Werecha-Osińska
Pytamy, czy podczas wieloletniego prowadzenia bloga Justyna Ziembińska-Uzar zaobserwowała szczególnie ciekawą ścieżkę kariery jakiegoś polskiego produktu bądź firmy? “Znów będzie mi trudno krótko odpowiedzieć”, przyznaje blogerka i postanawia ograniczyć się do dwóch przykładów: “Pamiętam początki marki Lullalove (akcesoria dla niemowląt i małych dzieci), założonej przez dwie siostry – Annę Stankiewicz i Joannę Piątkiewicz – w 2013 roku i z przyjemnością obserwuję jej rozwój. Po pierwszym świetnym produkcie, jakim był miś-termofor w kontrastowych kolorach (w 2013 roku brakowało na rynku tego typu rodzimych zabawek dla maluchów, stymulujących ich rozwój), pojawiły się kolejne, które pokochały nie tylko Polki. Słyszałam, że nawet Chińczycy podrobili niektóre projekty dziewczyn i stworzone na ich wzór akcesoria sprzedają jako własne. Cieszą mnie też sukcesy gdańskiej spółki odzieżowej LPP, która w końcu zażegnała kryzys i postanowiła swoją ,polskość’ oraz ,rodzinność’ szeroko komunikować. Reserved – flagowa marka LPP – w zamierzeniu prezesa spółki ma być marką globalną; obecnie jest już znana w Europie i na Bliskim Wschodzie, kolejnym rynkiem ma być rynek azjatycki. LPP mniej więcej dwa lata temu postanowiło sukcesywnie zwiększać produkcję odzieży w Polsce i oznaczać ubrania odszywane w Polsce poprzez widoczny napis na metkach – co cieszy, bo jednak jeśli ubieramy się w sieciówkach, to możemy ubierać się w polskiej sieciówce”.
Co dalej?
“Made in Poland” robi zawrotną karierę pośród mieszkańców kraju nad Wisłą. Polacy stają się coraz bardziej otwarci na nowości i – może nieco paradoksalnie – odkrywają przy tym własne cztery ściany. Czy ta tendencja ma szansę przetrwać? “Myślę, że jak najbardziej. Z roku na rok coraz więcej mówi się o patriotyzmie konsumenckim i o wpływie tego zjawiska na rodzimą gospodarkę. Z roku na rok również coraz więcej osób szuka na własną rękę informacji o polskich markach i polskich produktach. Sami producenci również zauważyli ten trend i starają się go ,wykorzystać’ w różnoraki sposób – np. poprzez oznaczenia na metkach, zmianę tonu komunikacji – czyli podkreślenia we wszystkich przekazach, że są polską firmą, że produkują w Polsce, że tworzą miejsca pracy; często podkreślają też rodzinność przedsiębiorstwa”.
Trudno również nie zauważyć, że takie zabiegi służą też turystom, dając im szansę rozpoznania i zaopatrzenia się w prawdziwie polskie produkty, kiedy zdecydują się na przyjazd do kraju nad Wisłą.
___
Artykuł ukazał się pierwotnie na łamach www.polenjournal.de