To nie żart. Zmasowany atak hakerski rozłożył administrację Karyntii na łopatki. Z końcem maja te musiały przejść na działanie w trybie awaryjnym. Nie działały nawet telefony w urzędach, a świadczenia nie zostały wypłacone.
Powód? Atak hakerski. Organizacja Black Cat żądała od władz kraju związkowego 5 mln dolarów w bitcoinach. Na to Karyntia się jednak nie zgodziła. Zamiast tego zhakowany serwer został po prostu odizolowany i rozpoczęto powrót do normalnej codzienności na innych serwerach. Do niedawna nikt nie wiedział, czy takie działanie spowodowało wypłynięcie poufnych danych do Internetu.
Zagrożenie kolejnych ataków
W piątek hakerzy postawili ultimatum. Jeśli kraj związkowy nie zapłaci, nastąpią kolejne ataki. Tego samego dnia władze Karyntii oraz liczne media otrzymały maila, który zawierał linka. Ten prowadził do serwera z 5,6 GB danych z takimi nazwami plików jak „VISA Alle Daten”, „Impfungen” czy „Reisepässe”.
Według 5mit.at oraz Futurezone ma się tu rzeczywiście rozchodzić o zdjęcia paszportów, testów na koronawirusa, wiz, papierów politycznych, korespondencji czy kart bankomatowych. „Jeśli mieliście Państwo elektroniczny kontakt z krajem związkowym Karyntia, szansa, że wysłane dane zostaną w kolejnych dniach opublikowane, jest duża. W sumie mówimy o 250 GB, z których, póki co 5,6 GB wypłynęło” – komentuje ekspert ds. bezpieczeństwa, Sebastian Bicchi.
Mimo to władze Karyntii nie biorą pod uwagę możliwości zapłaty okupu.
Źródło: heute