Oszuści zarabiają spore pieniądze na podrabianych testach PCR. Zainteresowanie jest duże, bowiem tylko osoba mająca negatywny wynik testu uznawana jest jako bezpieczna. W związku z tym podróżujący samolotem muszą zrobić test PCR, aby móc przylecieć do Szwajcarii. Lecz za kontrolę dokumentów PCR odpowiadają nie lotniska, a przewoźnicy. Jest jednak jeden problem – nie ma jednolitego szablonu dla testów PCR. Wszystkie dokumenty różnią się od siebie i wyglądają inaczej. A to utrudnia wszelkie kontrole. Jak przewodnicy sobie z tym radzą?
Rzecznik Swiss Michael Stief podkreśla, że wszyscy pasażerowie lecący do Szwajcarii są kontrolowani. Zgodnie z wymogami urzędowymi sprawdzane są wyniki testu PCR. Brzmi prawidłowo, jednak jest pewien haczyk. Przewoźnicy nie sprawdzają, czy dokumenty są prawdziwe, czy podrobione, gdyż według nich jest to zadanie urzędów. Nie mniej jednak Stief podkreśla, że większość podróżujących posiada prawidłowe dokumenty. Ponadto rzecznik Edelweiss Andres Meier również zaznacza, że pracownicy uczulani są na sprawdzanie w miarę swoich możliwości autentyczności dokumentów. Po wylądowaniu w Szwajcarii nie wszyscy podróżni muszą przedłożyć negatywny test, jednak kantonalna policja Zurychu wyrywkowo przeprowadza kontrole. Wynik? Tylko w pojedynczych przypadkach podróżujący mieli podrobione testy.
Kara za podrobiony wynik testu
Kto podróżuje z podrobionym testem naraża się nie tylko na grzywnę, ale również karę więzienia, gdyż mowa jest tutaj o fałszowaniu dokumentów, co podlega karze pozbawienia wolności od 3 do 5 lat.