Przez bardzo długi czas banki walczyły między sobą o najtańsze konto osobiste. Sytuacja diametralnie się zmieniła w styczniu kiedy to SNB wprowadziło ujemne oprocentowanie. Od tego momentu zapanował pokój, opłaty za prowadzenie konta zostały reaktywowane a taryfa solidnie podkręcona w górę.
Przykładem jest bank UBS. Wraz z pierwszym września każdy właściciel konta będzie zobowiązany do uiszczenia opłaty, bez względu na to ile środków znajduje się na jego rachunku. Dotychczas z owej opłaty były zwolnione osoby, których saldo przekraczało 10.000 franków. Dodatkowo bank skubnie swoim klientom 5 franków. Za co? Za wyciągi bankowe przesyłane pocztą do domu.
Bank już zdążył o tym powiadomić swoich klientów. Opłaty za prowadzenie konta z saldem nie przekraczającym 10.000 franków nadal pozostaną na poziomie 7 franków.
Powodem nowej polityki finansowej banków jest wysokie oprocentowanie przez które notują znacznie niższe wpływy. Z tego też powodu banki próbują równoważyć sytuację dodatkowymi opłatami. W tej strategii przoduje wspomniany UBS oraz Credit Suisse – tak wynika z analizy przeprowadzonej przez portal moneyland.ch.
Przeciętny klient z saldem rzędu 10.000 franków zapłaci rocznie bankowi UBS aż 244,20 franków. Na sumę składa się opłata za prowadzenie konta, opłata za wysyłanie wyciągów bankowych, koszt posiadania karty debetowej, koszty transakcji finansowych oraz wypłacania gotówki w kraju i za granicą. CS za te same świadczenia liczy sobie 254,20 franków. Podobnie ceny kształtują się w Raiffaisen. Najbardziej przyjaznym bankiem pod względem opłat okazało się Postfinance, gdzie klienci zapłacą tylko 107,50 franków rocznie.
Źródło: Blick