400 ton do biogazowni
Rolnik Christian Schridde z miejscowości Sierße w Dolnej Saksonii musiał przekazać aż 400 ton ziemniaków do biogazowni. “Serce mi się kraje. Produkujemy żywność, a na końcu ją niszczymy” – powiedział. Z 40 hektarów zebrał ponad 2000 ton ziemniaków – więcej niż kiedykolwiek wcześniej.
Jednak gdy urodzaj okazał się wyjątkowo wysoki, rynek się załamał. Według lokalnej prasy w Niemczech wyprodukowano około trzech milionów ton ziemniaków więcej, niż rynek był w stanie przyjąć.
Ceny w dół, magazyny pełne
W ostatnich latach wielu rolników przestawiło się na uprawę ziemniaków, zachęconych dobrymi cenami. Teraz magazyny fabryk produkujących frytki oraz sieci handlowych są przepełnione, a ceny skupu spadły do rekordowo niskiego poziomu. Dla wielu gospodarstw kopanie bulw przestaje się opłacać. “Nie zarabiamy już nic” – mówią rolnicy.
Frustracja na polach
Podobny problem ma Hagen Meyer z Eddesse. Na 125 hektarach uprawia ziemniaki, buraki cukrowe, kukurydzę, jęczmień browarny i żyto. “Około pięciu procent zbiorów nadal leży w ziemi i prawdopodobnie nie znajdzie nabywcy. Kolejne dziesięć procent już trafiło do biogazowni. To bardzo frustrujące”, przyznaje.
Według Meyera przyczyną spadku cen są zbyt duże areały upraw, idealne warunki pogodowe i spadek spożycia ziemniaków w Niemczech. “Za kilogram dostajemy 6–7 centów, a w supermarkecie te same odmiany kosztują 70 centów do jednego euro”, podkreśla.
Ziemniaczana powódź i załamanie cen
Rok 2025 przyniósł wyjątkowo obfite zbiory. Z danych niemieckiego Ministerstwa Rolnictwa, Wyżywienia i Ojczyzny (BMELH) wynika, że zebrano 13,4 miliona ton ziemniaków, czyli o dwa miliony więcej niż średnio w poprzednich latach.
Niemiecki Związek Rolników (DBV) alarmuje o poważnej nadpodaży na rynku. Sekretarz generalna organizacji, Stefanie Sabet, wyjaśnia: “Przekazywanie ziemniaków do biogazowni nie jest naszym celem. To jedynie środek ostateczny, gdy wartościowa żywność nie znajduje zbytu i grozi jej zmarnowanie na polach”.
Import w sklepach zamiast lokalnych plonów
Rolnik Schridde nie kryje oburzenia. “Chcę, by ludzie mieli co jeść, a nie by maszyny się ‘karmiły’”. Zwraca uwagę, że podczas gdy niemieckie ziemniaki są utylizowane, w supermarketach sprzedawane są bulwy sprowadzane z Egiptu i Izraela.
“Mówi się o regionalności i ochronie klimatu, a kupuje się importowane produkty. Przecież moglibyśmy w pełni się samodzielnie zaopatrzyć” – komentuje.
W reakcji na kryzys Schridde zapowiada zmniejszenie upraw. “W przyszłym roku obsieję tylko połowę pól. Inaczej mnie na to nie stać” – podsumowuje.
Źródło: bild
Zdjęcie: freepik
