Mimo drobnych sporów, koalicja finalnie przystała na tzw. „Beschäftigungsbonus” zapisany w nowym programie rządu. Na zwiększenie zatrudnienia postanowiono przeznaczyć dwa mld euro. Chodzi o pokrycie firmom, które przyjęły nowych pracowników, połowy dodatkowych kosztów płacowych przez okres trzech lat. Jest jednak pewien problem – nie wiadomo czy takie postanowienie jest zgodne z prawem UE.
Okazuje się, że premia zatrudnieniowa „Beschäftigungsbonus” nie będzie przysługiwać za każde dodatkowo utworzone miejsce prace. Kluczową kwestią jest, kim zostanie ono obsadzone – a mogą to być osoby zmieniające pracę, bezrobotni, absolwenci austriackich szkół lub wysoko wykwalifikowani pracownicy, posiadający zezwolenie na pobyt z tytułu pracy (tzw. Czerwono-Biało-Czerwoną Kartę). Oznacza to, że państwo nie pokryje połowy kosztów w przypadku zatrudnienia migrantów z krajów UE.
Kanclerz Austrii Christian Kern jest przekonany, że takie postanowienie nie jest niezgodne z prawem unijnym, ponieważ nie ma w nim mowy o miejscu zamieszkania zatrudnianych pracowników. Polityk twierdzi, że jest to rozwiązanie możliwe do zaakceptowania.
UE zapowiedziała jednak, że przyjrzy się nowemu pomysłowi. Póki jednak nie przedłożono konkretnego projektu, możliwe że obejdzie się więc bez komentarza. W kręgach Komisji Europejskiej słychać głosy, że póki obywatelstwo pracownika nie stanowi kryterium przyznawania pieniędzy, nie dochodzi do bezpośredniej dyskryminacji obywateli UE. Poza tym Austria będzie musiała najprawdopodobniej dowieść, że za pomocą „Beschäftigungsbonus” dąży do osiągnięcia uzasadnionego celu.
Źródło: Kurier.at