Niestety okres wiosenno-letni oznacza także rozpoczęcie sezonu na kradzieże. Ponad 44% z nich ma miejsce w okresie od maja do sierpnia. W 2016 roku w Niemczech skradziono w sumie 332,486 rowerów. 203,446 z nich zniknęło w 160 badanych miastach.
Szczególnie niepokojąca jest niska liczba odzyskanych rowerów bowiem 9 na 10 rowerów nie zostaje znalezionych, a to, pomimo kodowania i zapinania na kłódkę. Szkody poniesione z tego tytułu wynoszą średnio 177 milionów euro rocznie. Skradzione rowery sprzedawane są w całości lub w częściach, najczęściej na różnych targach.
Miastem, w którym kradnie się najwięcej rowerów, aż 1.721 na 100 tys. mieszkańców (w sumie 5.337 kradzieży) jest Münster. Na drugim miejscu uplasował się Lipsk, z wynikiem 1.720 na 100 tys. mieszkańców (w sumie 9642 kradzieży). To tu odnotowano również najwyższy wzrost liczby tego typu przestępstw w skali całego kraju. Ich liczba wzrosła bowiem o aż 2.971 kradzieży. W rankingu kolejno uplasowali się Chociebuż z 1.513 kradzieżami na 100 tys. mieszkańców i Magdeburg z 1.492 na 100 tys. mieszkańców.
O ile w ujęciu krajowym liczby te spadły, to niektóre gminy ustanawiają nowe, negatywne rekordy. Już w 2014 roku Berlin przekroczył przerażającą liczbę 30 tys. kradzieży, dwa lata później wynik ten wynosi już 34,418. W stolicy kradnie się średnio 94 rowery dziennie. Spadek, w porównaniu do zeszłych lat, zauważalny jest w takich miastach jak Essen (-1.094), Düsseldorf (-802) i Drezno (-670).
Jeśli rower zostanie skradziony, na 91% nie wróci do swojego właściciela. Szanse na jego znalezienie są różne w zależności od miasta. W Delmenhorst jest to 33,7% a w Belinie jedynie 3,5%.
Źródło: bild.de
