Dawanie napiwków jest utartym zwyczajem, zwłaszcza w sektorze usług. Pracownicy restauracji, fryzjerzy czy taksówkarze są często uzależnieni finansowo od dodatkowego dochodu, który dzięki nim zyskują. Jednak pandemia koronawirusa w połączeniu z obecnymi wzrostami cen doprowadziła tutaj również do odwrócenia trendu. Zastępca rzecznika branżowego Izby Gospodarczej w Vorarlbergu (Vorarlberger Wirtschaftskammer), Stefan Köb, poskarżył się wobec ORF (Österreichischer Rundfunk) na problemy swoich kolegów, którzy cierpią z powodu obecnie istniejącej tendencji do dawania mniejszych napiwków.
Płatność kartą nie bez znaczenia
W niektórych przypadkach napiwki stanowią do 50% dochodów. Köb wyjaśnia, że te dodatkowe płatności ciągle się zmniejszają, a w niektórych przypadkach w ogóle się ich daje. Często ma to wiele wspólnego z płatnościami kartą, podczas których o napiwku po prostu się zapomina.
Z drugiej strony inni zatrudnieni w branży twierdzą, że klienci, którzy płacą kartą, kładą na stole niewielką kwotę – ale z reguły mniejszą niż zaokrąglanie w górę przy płatności gotówką. Rzecznik branży wątpi jednak, że wprowadzenie obowiązkowej opłaty serwisowej mogłoby zrekompensować brakujący napiwek.
Dyskusja wokół „obowiązkowego napiwku”
Pokazują to niedawne przykłady z Wiednia. Ostatnio na wiedeńskim Naschmarkt zrobiło się głośno o „obowiązkowym napiwku”. Ponieważ klienci skąpią na napiwkach, zarządcy restauracji automatycznie pobierają opłatę w wysokości 10%. Nieco mniej, bo 4% są naliczane na stoisku z kiełbaskami. Dodatkowe opłaty wywołały ostatnio jednak sporo irytacji.
Źródło: heute