Dziecięce trumny, schorowane płuca, zepsute zęby – to tylko część wizualnego repertuaru, którym raczeni są palacze. Cel – zniechęcić do konsumpcji wyrobów tytoniowych. Nic dziwnego, że producenci robili wszystko, by walczyć z nowym prawem – na daremnie.
Po niespełna pięciu miesiącach od wdrożenia nowych regulacji Unii Europejskiej, branża tytoniowa sprawia wrażenie, jakby nigdy nic się nie stało. „Po prostu niczego nie odczuliśmy”, mówi Reiner von Böttlicher z Federalnego Związku Handlu Detalicznego Wyrobami Tytoniowymi (BTWE). Obyło się bez protestu ze strony klientów, a po etui zasłaniające makabryczne zdjęcia sięga niewielka część klientów.
Zarówno zbyt, jak i obroty handlu detalicznego tego rodzaju produktami rysuje się stabilnie. W drugim kwartale 2016 roku obroty ze sprzedaży papierosów sięgnęły 4,8 mld. euro. To o niemal 12 procent mniej niż przed rokiem. Producenci tłumaczą jednak, że to z powodu wcześniejszej nadprodukcji. Teraz nie muszą wykupywać takiej ilości znaków sterujących. Jeśli jednak chodzi o obroty ze sprzedaży czystej tabaki, te znacznie wzrosły, sięgając miliarda euro. Podsumowując, producenci wydają się nieporuszeni zmianami w prawie i twierdzą, że nic się nie dzieje.
Czy zatem wszystko na marne? Niezupełnie. Związki niepalących są zbulwersowani postawą firm produkujących wyroby tytoniowe. W innych krajach wprowadzenie makabrycznych zdjęć przyniosło widoczne skutki, przede wszystkim dlatego, że zwracają na siebie uwagę. Najlepiej działają na osoby młode, które sięgają po papierosy po raz pierwszy.
Poza tym coś tutaj się nie zgadza – skoro zdjęcia nie robią producentom żadnej różnicy, czemu ci tak chętnie wyposażają sklepy w taśmy, które można przykleić na półce, tak by nie było widać nieprzyjemnych ujęć? Jak tłumaczą – by ułatwić klientom znalezienie odpowiedniej marki, ponieważ zdjęcia zajmują tyle miejsca na opakowaniu, że jest praktycznie niewidoczna.
Źródło: Spiegel.de