Po długich tygodniach oczekiwania dzień, w którym znów można pójść do fryzjera, jest coraz bliżej. Klienci mogą natrafić jednak na niespodziankę i to niekoniecznie przyjemną. Mowa tu o podwyżkach cen. Wpływ na to mają zaostrzone zasady sanitarne, czyli m.in. obowiązek posiadania masek i rękawiczek jednorazowych. O ile ceny pójdę w górę, zależy od każdego salonu i jego właściciela.
Niestety wyższe ceny nie zrekompensują strat wyrządzonych lockdownem. Aby tak się stało, koszty usługi musiałyby wystrzelić w górę. Pomimo to fryzjerzy cieszą się, że znów mogą wznowić działalność, gdyż w tej branży niemalże nikt nie ma więcej pieniędzy w zapasie, a koszty za jedzenie, czy mieszkanie ciągle rosną.
I choć radość z ponownego otwarcia jest wielka, to nałożony reżim sanitarny utrudni funkcjonowanie salonów fryzjerskich. Mowa tutaj o zakładaniu maseczek chirurgicznych bądź FFP2, utrzymaniu dystansu oraz ograniczeniu ilości klientów w zależności od wielkości salonu. Wielu fryzjerów musi zrezygnować z dotychczasowej koncepcji Cut&Go i wprowadzić obowiązek wcześniejszego umówienia się na wizytę.
W Hesji reżim sanitarny nie ma wpływu na ceny, gdyż tutaj już w 2018 roku podjęto decyzję o podniesieniu stawek w branży, aby wszyscy mogli godnie zarobić.
Źródło: bild