Podczas gdy w dzisiejszych czasach dla wielu zatrudnionych odpisanie na wiadomość między wykonywaniem zadań jest normalne, kiedyś taka sytuacja wyglądała jednak nieco inaczej. Bogdan Barbulescu korzystał z komunikatora, którego używał za prośbą szefa, także do rozmów prywatnych. Odpowiadał na pytania klientów, a w międzyczasie pisał z narzeczoną i bratem. To poskutkowało zwolnieniem Barbulescu. Próbował wprawdzie zaprzeczyć zarzutom szefa, lecz ten miał wszystko zapisane, 45 prywatnych rozmów. Wprawdzie wewnętrzna zasada firmy mówiła „Zakazuje się korzystania z komputerów do celów prywatnych”, nie powiedziano jednak, czy pracownik może być w tym celu kontrolowany.
Trybunał Praw Człowieka zdecydował, że przedsiębiorstwo nie może tego robić. Złamało bowiem prawo Barbulescu do prywatności. Jeśli pracodawca chce sprawdzać rozmowy internetowe swoich pracobiorców, musi przestrzegać pewnych zasad. Ewentualna kontrola musi być wcześniej zakomunikowana i powinna mieć konkretny powód. A jej konsekwencje nie mogą być tak poważne, jak zwolnienie.
Decyzja sądu dotyczyła Rumunii, lecz kraje członkowskie Unii Europejskiej muszą przestrzegać wyroku Trybunału Praw Człowieka. Ten po raz pierwszy sformułował konkretne kryteria, których przedsiębiorstwa muszą się trzymać. Właściciele firm mogą zakazać korzystania z Internetu w celach prywatnych, jednak tylko, jeśli wcześniej zastrzegą sobie to prawo w umowie o pracę. W większości przedsiębiorstw wysyłanie prywatnych wiadomości jest jednak tolerowane. Należy pamiętać, że dotyczy to sporadycznego korzystania z Internetu, w przerwach lub po godzinach pracy. Kilkugodzinne przeglądanie facebooka nie jest więc dozwolone.
Firmy nie mogą też korzystać z programów szpiegujących ani aplikacji keylogger, czyli rejestrujących klawisze naciskane przez użytkownika. To samo tyczy się zrzutów ekranu. Sprawdzanie historii przeglądania komputera nie jest jeszcze zabronione, a jeśli w przedsiębiorstwie działa rada zakładowa, powinna ona współdecydować o sposobie kontroli.