Dzięki swobodzie świadczenia usług przybyło do Austrii ok. 150 000 osób z wschodnich krajów Unii Europejskiej, których okres pracy wynosił średnio trzy miesiące. Dla wielu z nich wyjazd zagranicę stanowi świetną możliwość zarobienia pieniędzy. Okazuje się jednak, że austriacki rynek pracy na tym traci – po raz pierwszy taką tezę potwierdza badanie KMU-Forschung Austria wykonane na zlecenie Izby Gospodarczej.
Jak pokazują wyniki, przez dyrektywę o delegowaniu pracowników austriackie przedsiębiorstwa tracą ok. 4,4 mld euro obrotów, a państwo 983 mln euro dochodów z podatków. Sytuację pogarsza jeszcze rosnące bezrobocie, które obciąża Austrię kolejnymi 535 mln euro.
Zdaniem przewodniczącego projektu naukowego Thomasa Oberholznera, większość pracowników leasingowych pochodzi ze Słowenii, Słowacji, Węgier i Niemiec i pracuje głównie w branży budowlanej. Jedna czwarta ze wspomnianych 150 000 osób z Europy Wschodniej wraz z szacowanymi 50 000 niezameldowanych pracowników, przebywa w Wiedniu. Tymczasem liczba Austriaków, którzy pracują w krajach UE sięga zaledwie połowy tej kwoty.
"Kurier" pisze, że obywatele Austrii zaczynają wątpić w UE, ponieważ wolne miejsca pracy zajmują obcokrajowcy. „Czy to Unia Europejska, jakiej żeśmy się spodziewali? Nie możemy dążyć do przenoszenia bezrobocia do innych państw”, tłumaczy Josef Muchitsch, członek związku zawodowego budowlańców i poseł SPÖ. Podobnie jak on, wiele osób wierzyło, że kraje wschodnioeuropejskie dogonią pozostałe, a różnice płacowe wyrównają się – do czego jednak nie doszło.
Josef Witke, rzecznik Gewerbe und Handwerk w Izbie Gospodarczej Wiedeń uważa, że sprawa dotyczy wszystkich krajów związkowych. Podczas gdy austriacka firma musi zapłacić pracownikowi od 39 do 55 euro, obcokrajowcy otrzymują 18-22 euro, co wiąże się z dodatkowymi kosztami płacowymi, które są niemal o połowę niższe np. w Bułgarii niż w Austrii.
Zarówno Izba Gospodarcza, jak i związki zawodowe, nie chcą przyglądać się tej sytuacji bezczynnie. Już teraz postulują o to, aby koszty były od razu dopasowane do standardów austriackich, a nie dopiero po 183 dniach oddelegowania. Muchitsch jest przekonany, że wprowadzenie takiej regulacji jest lepszym rozwiązaniem, niż dążenie do ujednolicenia zarobków. W planach są także kontrole dotyczące wyzysku pracowników oraz pracy na czarno.
Witke przestrzega z kolei, że jeżeli nic się nie zmieni, to sytuacja będzie tylko się pogarszać, a po dwóch latach w ogóle nie pójdzie już nic zrobić. Już teraz wiele przedsiębiorstw zatrudniających poniżej 30 osób likwiduje etaty i rezygnuje z przyjmowania praktykantów.
Źródło: Kurier.at