Najpierw odgarnianie śniegu, następnie skrobanie auta, a na koniec podróż do pracy w tempie 30 kilometrów na godzinę. Zima to pora roku kryjąca w sobie wielu pożeraczy naszego cennego czasu. Kto nie zaplanuje sobie dodatkowego zapasu czasu, może nie dojechać w porę do miejsca pracy. Dotyczy to również pracowników, którzy na co dzień podróżują środkami komunikacji publicznej. Warto jednak wiedzieć, jak tego typu sytuacje wyglądają od strony prawnej. Co dzieje się w przypadku spóźnienia z powodu awarii akumulatora, niepunktualnego pociągu czy gołoledzi. Czy pracodawca musi po prostu pogodzić się ze spóźnieniem czy też pracownik jest zobowiązany do jego odpracowania? I co z dalej idącymi konsekwencjami, typu upomnienie czy wypowiedzenie umowy o pracę?
Spóźnienia z powodu gołoledzi – stan prawny
Gołoledź to ulubiona wymówka w przypadku spóźnień do pracy przy minusowych temperaturach. Z perspektywy prawnej nie jest to jednak żadne wytłumaczenie, gdyż to pracownik ponosi tak zwane ryzyko drogowe związane z ewentualnymi utrudnieniami wskutek złych warunków atmosferycznych. Zgodnie z paragrafem 616 niemieckiego kodeksu cywilnego decydujące jest przy tym, czy pracownik „przez stosunkowo krótki czas nie mógł wykonywać pracy z przyczyn związanych z jego osobą, niestanowiących jednakże jego umyślnej winy”. Ponieważ utrudnienia spowodowane niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi nie są związane z osobą pracownika, ryzyko leży po jego stronie. Inaczej byłoby w sytuacji, gdy rano miałby on kłopot z uruchomieniem prywatnego auta, w którym doszło do rozładowania akumulatora. Tego typu zdarzenie zostało uznane przez ustawodawcę za przyczynę „związaną z osobą pracownika”, za którą nie może on więc ponosić odpowiedzialności. Zasadniczo można więc stwierdzić, że spóźnienia z indywidualnych przyczyn nie stanowią winy pracownika. Z tego powodu nie może on też być pociągnięty do odpowiedzialności, jeśli na przykład spóźnienie do pracy będzie skutkiem kolizji spowodowanej przez innego uczestnika ruchu, a to nie jest rzadkością w okresie zimowym.
Gołoledź to ulubiona wymówka w przypadku spóźnień do pracy przy minusowych temperaturach. Z perspektywy prawnej nie jest to jednak żadne wytłumaczenie, gdyż to pracownik ponosi tak zwane ryzyko drogowe związane z ewentualnymi utrudnieniami wskutek złych warunków atmosferycznych.
Zimowe spóźnienia do pracy – jakie prawa przysługują pracodawcy?
Z pewnością nie jest możliwe grożenie pracownikowi wypowiedzeniem umowy o pracę w przypadku jednorazowego spóźnienia z powodu gołoledzi. Gdy jednak sytuacja nagminnie się powtarza, pracodawca może ukarać pracownika upomnieniem. Jest to prawdopodobne szczególnie wtedy, gdy istnieje uzasadnione podejrzenie, że zimowe utrudnienia na drodze służą jedynie za wymówkę. Pracownikowi nie przysługuje także prawo do wynagrodzenia za czas nieobecności w miejscu pracy. W związku z tym szef może zażądać odpracowania spóźnienia, na przykład poprzez dłuższe pozostanie w pracy innego dnia. Teoretycznie pracodawca ma również prawo do odpowiedniego pomniejszenia wynagrodzenia. Jeżeli jednak spóźnienie wyniosło jedynie 10 lub 15 minut, może się okazać, że nakład pracy związany z ponownym naliczeniem wypłaty byłby nieporównywalnie wysoki. Dlatego też pracodawcy najczęściej nakazują odpracowanie nieobecności.
Powyższe zasady dotyczą nie tylko pracowników, którzy dojeżdżają do pracy własnym samochodem. Również osoby korzystające ze środków komunikacji publicznej muszą uwzględnić ryzyko związane z opóźnieniem pociągu lub samochodu czy też całkowitym brakiem jego przyjazdu. Co prawda pracownik nie ma wpływu na punktualność kursowania pojazdów komunikacji miejskiej, jednak nie może on też obciążać tym faktem pracodawcy. Nawet jeśli sprawa dotyczy firmowego autobusu, który dowozi personel do pracy i dozna opóźnienia na przykład z powodu śnieżycy, pracodawcy przysługuje prawo do stosownego pomniejszenia wynagrodzenia lub nakazania odpracowania spóźnienia.