Złodzieje samochodów byli w ubiegłym roku znacznie bardziej skuteczni w Berlinie i Brandenburgii niż rok wcześniej. Dane opublikowane przez Federalny Urząd Policji Kryminalnej (Bundeskriminalamt – BKA) mówią same za siebie: w 2021 roku w Berlinie skradziono 2965 pojazdów, w porównaniu do 3833 w zeszłym roku. Odpowiada to wzrostowi o prawie 30%. W Brandenburgii liczba skradzionych samochodów wzrosła w tym samym okresie o 22%. Liczby obejmują również przestępstwa, takie jak rabunek, malwersacje i inne zaginięcia.

Oznacza to, że oba kraje związkowe należą do najbardziej dotkniętych plagą złodziei samochodowych regionów w Niemczech. Berlin jest nawet w czołówce w skali kraju: zarówno pod względem liczby skradzionych samochodów, jak i wzrostu liczby tego typu przestępstw.

Ucieczka do Polski

Sprawcy z Berlina i Brandenburgii to według policji najczęściej gangi z Europy Wschodniej, które korzystają z krótkiej drogi ucieczki do Polski. „Niezależnie od tego, gdzie w Berlinie skradziono pojazd, w ciągu najwyżej dwóch godzin po przekroczeniu granicy jest się bezpiecznym przed bezpośrednim niemieckim organem ścigania” – mówi Thomas Susebach, który kieruje w Państwowym Urzędzie Kryminalnym w Berlinie (Landeskriminalamt – LKA) departamentem ds. zwalczania międzynarodowej przestępczości samochodowej.

W obrębie Berlina szczególnie dotknięte są wschodnie części miasta, jak mówi Susebach, ponieważ sprawcy mogą stąd jeszcze szybciej przekroczyć granicę. Z reguły przestępcy nie polują na luksusowe samochody sportowe, choć według BKA często kradzione są także drogie przyczepy kempingowe. Większość skradzionych samochodów ma od sześciu do dziesięciu lat, mówi przedstawiciel LKA. Popularny cel: samochody dostawcze, ponieważ złodzieje szukają części zamiennych.

„Samochody są już często rozłożone na części, zanim poszkodowani zauważą kradzież”

Przestępcy najczęściej atakują w nocy – mówi Thomas Susebach i dodaje: „Każdy, kto rano wychodzi z domu i stwierdza, że ​​jego pojazdu nie ma, niestety musi liczyć się z tym, że stoi on już od kilku godzin w hali demontażu w Europie Wschodniej”. Przestępcy jak najszybciej demontują samochody i oferują komponenty jako części zamienne na platformach internetowych.

W trakcie pandemii koronawirusa liczba kradzieży samochodów spadła, ponieważ granice zostały czasowo zamknięte. W czasach problemów w dostawach części zamiennych biznes kwitnie. „Jeśli nie mogę na przykład zdobyć pewnych części zamiennych z Francji lub Japonii, setki tysięcy pojazdów na ulicach Berlina stanowi nowe źródło”, wyjaśnia Thomas Susebach.

Wyścig zbrojeń między złodziejami a producentami

Susebach od dziesięciu lat ściga gangi złodziei samochodów. Widział, jak różne trendy przychodzą i odchodzą. „Między przemysłem samochodowym a złodziejami trwa ciągły wyścig” – mówi. Jedni nieustannie pracują nad nową technologią bezpieczeństwa, drudzy nad narzędziami do jej pokonania.

Popularną ostatnio bramką są nowoczesne systemy „keyless”. Samochody, w których kluczyka nie trzeba już wkładać do stacyjki. Katja Legner z Niemieckiego Automobilklubu (ADAC) mówi, że technologia ta jest wygodna, ale też niebezpieczna.

ADAC zbadał ponad 560 takich modeli i stwierdził, że tylko 5% jest odpornych na kradzież. Sprawcy wykorzystują fakt, że wielu kierowców przechowuje klucz w pobliżu drzwi wejściowych. Katja Legner wyjaśnia działanie złodziei: „Dzięki odpowiednio przygotowanemu urządzeniu złodziej może odebrać sygnał sprzed drzwi wejściowych. Sygnał z kluczyka może następnie przekazać wspólnikowi przy samochodzie, który może go użyć do otwarcia i uruchomienia samochodu”.

Bezpieczeństwo niesie ze sobą wszystko, co tylko utrudnia działanie sprawcom

ADAC zaleca ze względów bezpieczeństwa zdeponowanie kluczyka w metalowym pudełku lub etui, z którego złodzieje samochodów nie będą mogli odbierać sygnału. Według Thomasa Susebacha pomagają też klasyczne zabezpieczenia, takie jak blokady kierownicy – ​​„wszystko, co tylko utrudnia działanie złodziejom” – mówi przedstawiciel LKA.

LKA Berlin współpracuje z policją z innych krajów w celu wyjaśniania spraw. Najwyraźniej Thomas Susebach nie wiąże jednak zbyt wielkich nadziei na spektakularny sukces: „Niestety trend jest nieprzerwany”. Uważa również, że sami mieszkańcy Berlina powinni czuć się w obowiązku: „Bez pomocy ludności w postaci donosów, powiadomień i własnej ostrożności trudno w mieście takim, jakim jest Berlin, opanować tak ogromny problem”.

Źródło: rbb